Skandynawia. |
Szwecja. Sottern 2020. Witajcie. Wróciłem kilka dni temu ze Szwecji. Dość długo się zastanawiałem, czy jest sens w obecnej sytuacji na wyjazd. Przeważyło to że u naszego północnego sąsiada ilość nowych przypadków covida-19 była znikoma. Pakownie i w drogę do Gdyni, przed nami 600 km. I remont czy raczej budowa kolejnego odcinka autostrady. Od Częstochowy po Piotrków Trybunalski jeden wielki korek. Ale wszystko się udało i do Gdyni docieramy ze sporym zapasem czasu. Wjeżdżamy na prom. Kabina. Kolacja,. Spotykam się z Cpt. Lego. Kilka zdań, jedno piwko i każdy do swojej kabiny. Na wszelki wypadek ograniczamy kontakty międzyludzkie do minimum. Rano w Karlskronie mglisto, deszczowo, ogólnie nie bardzo. Przed nami droga licząca prawie 400 km. Na miejsce docieramy wczesnym popołudniem. Rozmowa z sympatyczną szwedka, i łodziami z całym dobytkiem przeprawiamy się do domku na wyspie. Rozpakowanie. Zagospodarowanie. Kolega szybko uzbraja wędkę i wybiera się na krótki rekonesans wokół wyspy. Efekt kilka średnich szczupaków. Zaczyna się nie najgorzej. Jemy kolację: golonka po bawarsku specjalnie przywieziona na tą okazję! . Rano wypływamy na ryby. Pogoda fatalna dość duży wiatr, przelotne na szczęście nie zbyt obfite opady. Jezioro ma powierzchnię ok. 3000 ha. Północna część dość płytka mająca ok 5 do 6 metrów głębokości, a południowa głęboka, z rowem ciągnącym się prawie wzdłuż całego południowego brzegu do głębokości 16 - 18 metrów. Z kamienisto-piaszczystym dnem. Wymarzone miejsce na sandacze. Którego w tym jeziorze, jest ponoć w olbrzymiej ilości. W pierwszym dniu łowimy we czterech kilka szczupaków, i nic więcej. Drugi dzień jeszcze gorszy. Fatalna pogoda. Silny wiatr, łodzie jak na tak duża wodę wydają się być nie co małe, a z pewnością silniki mające kilka koni już z pewnością za słabe. O sandaczach możemy tylko pomarzyć. Szwedzi którzy łowią na trolling też nie mają żadnych wyników. Dopiero w trzecim dniu, pogoda nie co się poprawiła. Słonecznie wiatr umiarkowany, temp około 10 C. Idealne warunki do łowienia mętnookiego drapieżnika. Szukamy stanowisk drobnicy, które gwarantują obecność drapieżników. Udaje się namierzyć żerujące okonie. Żaden niestety nie przekracza 40 cm. Łowimy ich kilkanaście. Największy ma 39 cm. Po południu zacinam małego sandaczyka, taki ok. 40 cm. Spada z haka zanim dociągnąłem do w pobliże podbieraka. Kilka szczupaków też nie przekraczają 60 - 70 cm. Ale to już coś.Przez następne dni orzemy główkami po 30 - 50 g dno rowu. Bez żadnych efektów sandaczowych. W sumie przez wszystkie dni udało się nam zaciąć we czterech trzy może cztery sandacze. Wszystkie nie miarowe.Żadnego nie udało się dociągać do podbieraka. Nie byliśmy w stanie namierzyć stanowisk sandaczy w tym jeziorze. Łowiliśmy dość dużo okoni i trochę szczupaków.Ale żadnych okazów. Pierwszy raz w Szwecji widziałem zastawione sieci!! Które rybak sprawdzał co dwa trzy dni. Nie bardzo wiem co w nich było. W ofercie biura jezioro ma " ksywę" Sandaczowy Raj! Wniosek jaki mi się nasuwa to taki: Albo my nie potrafiliśmy namierzyć sandaczy, albo ich w tym jeziorze zbyt dużo nie ma. Choć wiem z doświadczenia, że w szwedzkich jeziorach sandacze zachowują się bardzo chimerycznie, i nie zawsze daje się namierzyć ich stanowiska. I właśnie dlatego być może ponieśliśmy tym razem porażkę. W drodze powrotnej na promie rozmawiam z Markiem. U nich było podobnie. I to mnie pocieszyło, że nie tylko my nie potrafiliśmy namierzyć sandaczy! |