Norwegia 2014 - Helnessund.
Helnessund 2014.


Po męczącej 56 godzinnej podróży wróciłem do domu w czwartek wieczorem. Podróż „tam” po dziewiętnastogodzinnej jeździe „non stop” upłynęła nad spodziewanie szybko, mimo komunikacyjnych trudności. Sztokholm w przebudowie! Błyskawiczne tworzą się korki, które szczęśliwie dość prędko zostają rozładowane. Kilka krótkich przystanków. Po drodze mijamy stada reniferów, kilka łosi, stada pardw (Pardwa górska (Lagopus muta)) to w górach na granicy szwecko-norweskiej. Dostrzegam nawet zająca bielaka (Zając bielak (Lepus timidus). W wyższych partiach gór zima w całej pełni. Jeziora pokryte lodem, na drzewach brak jakiegokolwiek śladu zieleni. Za to niżej wiosna w całej pełni! Zielono, choć może trochę „rachitycznie”, porównując z naszą przyrodą. Na miejscu meldujemy się ok. 8.00. Trochę rutynowych czynności, czyli przyjęcie i oględziny łodzi wpłata 1000 NOK kaucji na nie daj Boże ew. uszkodzenie łodzi. Pytanie do właściciela ośrodka o ryby? Czy są? Jakie i gdzie? Idziemy spać. Po kilkugodzinnej drzemce wstajemy. I tu niespodzianka. Wieje z płn-zachodu i to dość mocno. Skutecznie uniemożliwiając wypłynięcie na ryby. Początek nie bardzo szczęśliwy! Nie ma jednak tego złego, co na dobre wychodzi. Mamy czas na spokojne zagospodarowanie się w apartamencie. Przygotowanie sprzętu. Zatankowanie do pełna paliwa i omówienie strategii na jutro. Ranek prawie bez wietrzny i pogodny. Postanawiamy spróbować łowiska tuż koło bazy ze względu na dwóch neofitów, którzy są pierwszy raz w Norwegii i co ważniejsze będą łowili pierwszy raz w morzu!!!! Muszą się oswoić z morzem i sposobem wędkowania morskiego. Jeden z kolegów ów żółtodziób w dosłownie drugim poderwaniu pilkera z dna zahacza i wyhodowuje dorsza dł 95cm i ok. 10 km wagi. Jak na początek to rewelacyjnie. Po chwili każdy z nas mocuje się z rybą. Łowione dorsze w swej masie przeważnie mają po ok. 5-6 kg. Większość zostaje wypuszczona. Po kilku godzinach wracamy do bazy. Złowione ryby trzeba z filetować, zamrozić, a kilka filetów usmażyć. Wieczorny rejs na ryby kończy się tym samym. Choć miejscówek w których przebywają dorsze trzeba szukać. Nie jest tak jak przed dwoma latami kiedy tu byłem, że dorsze brały wszędzie i na wszystko. Kolejne dni upływają na zmaganiu się z pogodą i zmiennymi wiatrami. Są godziny które uniemożliwiają bezpieczne pływanie z powodu silnego wiatru, a co za tym idzie dość dużych fal. Bardzo wyraźnie spada temperatura w porywach jest 7 – 8 C. Pochmurnie z okresowo padającym lekkim deszczem. To wszystko utrudnia łowienie i pływanie po morzu. Wiatr i fale uniemożliwiają wypłynięcie na pełne morze. Łowimy więc w fiordzie kryjąc się za niewielkimi wysephttp://img2.garnek.pl/amin.garnek.pl/027/980/27980365_200.0.jpgkami które osłaniają od wiatru i fal, oraz spowalniają dryf! Ryb niby dużo. Na głębokościach od 20-40 metrów. Niestety wielkością przypominają bałtyckie „bolki”. Tak upływa kilka pierwszych dni. W przerwach na dobrą pogodę odwiedzamy znane mi miejscówki ryby, dla której pokonaliśmy taką odległość aby się z nią zmierzyć. Halibuta! Niestety wszędzie pusto. Nie pomaga żadna, nawet ta tajna broń czyli „SS” Capt. Lego! Nic! Pusto! Należy więc z godnością przyjąć to na klatę. Porażka! Tyle przygotowań, marzeń i kombinacji jak przechytrzyć potwora! O kosztach nie wspominając! Pogodziliśmy się z porażką. Jakby na osłodę na zwykłego 100 gr. banana (srebrny) bierze ok. 80 cm halibucik! Jeden jedyny! Osesek! Czy to nie chichot losu! Trochę poprawia mi nastrój wyholowany 94 cm dorsz! Ma ok.10 kg. W czasie naszego pobytu w Helness zmieniający się co kilka dni wędkarze ze Szwecji też uganiali się za halibutem. Również bez efektu. Tak że nasze maleństwo to w sumie sukces. Patrząc na to co przywozili w kontenerach Szwedzi jestem trochę zdegustowany. Brali czy biorą wszystko co trafia na hak. Nawet przysłowiowe bałtyckie „bolki”. Tym sposobem za kilka lat, nie daj Boże, aby to się sprawdziło norweskie fiordy będą przypominać Bałtyk!!!
Łowimy dorsze, rdzawce, czarniaki, trafiło się kilka witlinków i morszczuków w wielkościach jak mówi mój kolega „smażalnych”! Dziesięć dni zleciało nawet nie wiadomo kiedy. Czas na pożegnanie. Wrócimy pewnie do Norwegii za rok. W inne miejsce i oby na lepszą pogodę. Ta wyprawa przypominała zabawę w ciuciu babkę. Głównie dlatego, jak znaleźć rybę! Istny totolotek. W drodze powrotnej zahaczamy o Saltstraumen. Słynne z powodu olbrzymich tworzących się w czasie przypływu i odpływu wirów. W miejscu silnego przewężenia fiordu! Wiry tworzące się na powierzchni wody robią wrażenie. Dając pojęcie o sile przyrody i jej mocach.
Kolejna wyprawa dobiegła końca. Ten rok wg. mnie jest trudny. Trochę gonitwy za rybami. Bardzo częste zmiany pogody, zimno, silne zmienne wiatry. Dość skutecznie utrudniały połowy. Przynajmniej w tej części Norwegii w której byłem ja! Rok szybko minie i niebawem trzeba będzie rozpocząć przygotowania do nowej wyprawy do Norwegii.

P.S.
Któregoś dnia na dużej fali mam potężne branie na martwego czarniaka na systemie „SS”. Zacięcie nie bardzo udane, ze względu na to że bardziej starałem się nie stracić równowagi na fali niż dobrze zaciąć. Po gwałtownym oporze to „coś” schodzi z systemu! Ciekawy jestem co to było, to „coś”! Pewnie tego nie dowiem się nigdy! Choć pewnie….! Chciałoby się, żeby to był On! Jego wysokość Halibut!
W drodze.
Jak wyżej.

Parter należy do nas.
Nasza łódź.Norweskie widoki. Fiord.

Zdobycz.Mało przyjemne,ale konieczne.Efekt tej pracy.Witlinek.Czarniak.
Moja zdobycz.Pinezki informujące o dł. łowionych halibutów.Przed wyjazdem!płacze
Salstraumen.
Chwila oddechu na Kole Podbiegunowym!jęzor
Pilker na Halibuty.Jego uzbrojenie.
Guny na morskie "potwory".oczkoPilkery jeszcze nie uzbrojone.
Do zobaczenia!


  PRZEJDŹ NA FORUM