W czwartek wieczorem odebrałem samochód z naprawy. Nie wytrzymałem i w piatek po pracy ruszyłem na Wisłę! Najpierw Wyszogród, zezwolenie i na główki. Porażka, zlało jak cholera, błoto, brak dojazdu. Nocka w samochodzie i uciekłem w swoje miejsce do Rybaków, tragedia, absolutny brak dojazdu, nawet terenowym chyba by się nie przejechało, kałuże ogromne, w kałużach pijawy jak złoto. Załamany jadę, pytam miejscowego, pokazał mi dojście, super, samochód 30m., od wody, tylko woda.... odcinek prosty, uciąg jak cholera, 100gr., tylko chwila i przy brzegu, ale szczęśliwy że mam wodę, siadam. Rzut i branie, i tak cały czas, krąpiki do 25cm., cercina taka sama, ale jest zabawa!!!! Liczyłem że w nocy coś większego weźmie, siedzę do 24, nic!!! Nad ranem burza, biegiem zwijanie majdanu, do bryki, no cóż trzeba uciekać. Jestem w chacie, zjarany przez słońce ( a siedziałem cały czas w cieniu), ale szczęśliwy że w końcu udało sie "pomoczyć"!!!! |